17 stycznia 2023

Joseph O'Connor urodził się w Dublinie. Jego powieści obejmują Gwiazda Morza, Światło duchów (powieść z cyklu Dublin, jedno miasto, jedna książka, 2011) i Gra cieniWśród jego nagród znajdują się: Prix Zepter za Europejską Powieść Roku, francuska Prix Millepages, włoska Premio Acerbi, nagroda Amerykańskiego Stowarzyszenia Bibliotekarzy oraz nagroda Irish Pen za wybitne osiągnięcia literackie.

Jego twórczość została przetłumaczona na czterdzieści języków. W 2014 roku został mianowany profesorem kreatywnego pisania im. Franka McCourta na Uniwersytecie w Limerick. Najnowsza powieść Josepha, Dom mojego ojca, jest publikowany przez Harvill Secker 26 stycznia 2023 r. i jest również dostępny w Katalog bibliotek społeczności Suffolk.

 

Kiedy po raz pierwszy zetknąłeś się z książkami, gdy dorastałeś, i kiedy po raz pierwszy pomyślałeś, że potrafisz pisać?

W domu zawsze były książki – powieści, opowiadania, baśnie, dzieła historyczne, książki z cyklu Ladybird, Just William, Agathy Christie, podania ludowe irlandzkich pisarzy Sinead de Valera i Lady Gregory (dorastałam w Dublinie), opowieści o duchach, zbiory Edgara Allana Poe, a także albumy z poezją Philipa Larkina czytaną przez poetę i dziełami Dylana Thomasa czytanymi przez Richarda Burtona – ale pierwsze prawdziwe uczucie, że chcę zostać pisarzem, pojawiło się u mnie pewnego wieczoru, gdy miałam sześć lub siedem lat, a mój tata oglądał w telewizji „Dziwną parę”.

Na końcu, wśród napisów końcowych, znalazła się informacja, że to Neil Simon. Szczerze mówiąc, dopóki mój ojciec nie wyjaśnił mi, na czym polega praca dramatopisarza i scenarzysty, myślałem, że aktorzy wymyślają słowa na bieżąco. Byłem więc oczarowany ideą Neila Simona i pomyślałem, że jego zawód to po prostu najwspanialszy sposób na spędzanie czasu. Potem ciężko pracowałem nad tym, by stać się lepszym pisarzem, będąc zaangażowanym czytelnikiem i uczniem.

 

Wspominałeś o pracy w redakcji Sunday Tribune u boku tych wszystkich wspaniałych pisarzy. To musiał być dla ciebie wspaniały okres praktyki pisarskiej?

To było ogromne błogosławieństwo, że jako nastolatek na pierwszym i drugim roku studiów dostałem pracę wakacyjną w gazecie „Sunday Tribune” i magazynie „Magill” w Dublinie. Ich biura znajdowały się mniej więcej po drugiej stronie ulicy, a między nimi przewijała się i znikała niezwykła kolekcja pisarzy: Colm Toibin, Fintan O'Toole, Gene Kerrigan, Nuala O'Faolain, Mary Holland, Nell McCafferty i inni.

Przebywanie w ich otoczeniu i obserwowanie, jak pracują, było wspaniałą edukacją. Dało mi to najprzydatniejszą umiejętność, jaką może posiadać pisarz: nie czekam na natchnienie, potrafię pisać w wyznaczonym terminie i z określoną liczbą słów. Jestem niezmiernie wdzięczny, że miałem okazję przebywać z tak wspaniałymi pisarzami w młodym wieku. Troszczyli się o mnie, przepisywali teksty, pracowali nad tym, by słowa były poprawne.

 

Gwiazda Morza Została wydana w 2002 roku i sprzedała się w nakładzie miliona egzemplarzy. Jak zmieniła Twoje życie i jak wspominasz ją z perspektywy czasu? Gwiazda Morza dwadzieścia lat później?

Gwiazda Morza, która po tylu latach wciąż sprzedaje się na całym świecie, w ponad czterdziestu językach, była doświadczeniem, którego każdy pisarz powinien doświadczyć przynajmniej raz. Czysta przyjemność. Nadal jestem głęboko dumny z książki, którą napisałem dla moich dzieci. To była moja pierwsza książka, w której musiałem stać się lepszym pisarzem, żeby ją napisać. Nauczyła mnie bardzo wiele.

 

Czy możesz nam trochę opowiedzieć o Dom mojego ojca I jakie były wrażenia z jej pisania?

Bohaterstwo księdza Hugh O'Flaherty'ego w Rzymie podczas II wojny światowej jest wciągające i inspirujące. Zawsze miało zadatki na trzymający w napięciu thriller psychologiczny i mam nadzieję, że właśnie taki napisałem. Powieść w podobnym stylu co „Gwiazda morza”. Ale jego historia ma też inne niuanse i znaczenia.

Urodzony w republikańskiej północnej części Corku, wychowany w hrabstwie Kerry, dorastał w atmosferze nieufności wobec Anglii, będącej jednym z tragicznych dziedzictw historii. Mimo to, żył wiernie własnym zasadom moralnym, nawet w obliczu groźby śmierci i ryzyka ostracyzmu ze strony watykańskich przełożonych.

Sprzymierzając się z brytyjskimi jeńcami wojennymi, którym powierzono posługę w faszystowskich obozach jenieckich we Włoszech, i pomagając tysiącom z nich w ucieczce do Rzymu, O'Flaherty pokazał, że nie jest człowiekiem, który ślepo wykonuje rozkazy, niezależnie od tego, czy pochodzą od przyjaciół, czy od wrogów. Rząd irlandzki, którego polityka opierała się na ścisłej neutralności, składał na niego skargi, ale on je ignorował, ratując życie około 7000 brytyjskich i amerykańskich jeńców.

Jeśli chodzi o doświadczenie związane z pisaniem książki, do aspektów technicznych podszedłem w zasadzie tak samo, jak do wszystkich moich powieści od tamtej pory Gwiazda MorzaPiszę dość kompletny konspekt i rysuję go na kartce A3, używając pewnego rodzaju schematu, który zaadaptowałem z paradygmatu scenopisarstwa Syda Fielda, i przyczepiam go do ściany w biurze, ale potem poprawiam go, przekształcam i bawię się nim przez jakiś czas. Rysuję może sześć wersji, nigdy żadnej nie wyrzucając. Kiedy mam kształt, z którym czuję, że mogę pracować, czuję się swobodniej, a moje rozdziały i sekwencje stają się bardziej eksploracyjne. Robię to przez około rok, a potem piszę wersję ostateczną.

 

Jak po raz pierwszy zetknąłeś się z historią Hugh O'Flaherty'ego?

Nie jestem pewien, kiedy i gdzie po raz pierwszy usłyszałem historię Hugh, ale myślę, że mogło to być w miasteczku Listowel w hrabstwie Kerry, w południowo-zachodniej Irlandii, gdzie odbywa się coroczny festiwal literacki. Uczęszczam na niego od trzydziestu lat. W pewnym momencie ktoś opowiedział mi o człowieku z Kerry, Hugh O'Flahertym, księdzu katolickim w Watykanie podczas II wojny światowej, który uratował tysiące ludzi przed nazistami.

 

Czy możesz nam opowiedzieć coś na temat swojego najnowszego projektu?

Moje dwie następne książki (pierwszą już zacząłem) będą opowiadać o członkach Escape Line, nazywanych Chórem, którzy pojawiają się w Dom mojego ojca. Książka, nad którą obecnie pracuję, zatytułowana Operacja, którego główną bohaterką jest Contessa Landini, a w kolejnym filmie zatytułowanym Legal Tender wystąpi John May, saksofonista jazzowy, bywalec przedwojennego Soho i kamerdyner brytyjskiego ambasadora w Rzymie.

 

Mówiłeś o muzykalności słów i masz doskonały słuch dialogowy. Czy nadal masz tę swobodę, by pozostać niezauważonym i wsłuchiwać się w głosy bohaterów, teraz, gdy stałeś się znany?

Niewielu pisarzy cieszy się taką sławą, która oznaczałaby, że byliby rozpoznawani publicznie, i z ogromną radością mogę powiedzieć, że sam jej nie mam. Uważam, że sława to najgorszy rodzaj przekleństwa, ponieważ przychodzi w przebraniu błogosławieństwa. W „My Father's House” z pewnością jest dużo muzyki, podobnie jak w dwóch kolejnych powieściach. Dzieje się tak, ponieważ bohaterowie książek zawsze starają się współpracować na rzecz Escape Line, a moim zdaniem najwspanialsze rzeczy, które robimy, są z natury rzeczy wspólne. Zwłaszcza muzyka.

Nawet solista współpracuje z twórcami, którzy byli prekursorami tej tradycji muzycznej, jak w folku czy bluesie, albo z twórcami instrumentu, jak w muzyce klasycznej. I oczywiście wszyscy muzycy współpracują z tym najważniejszym współpracownikiem – słuchaczem. Dla mnie słowa są przede wszystkim dźwiękami. Powieściopisarz pisze nuty, ale to czytelnik śpiewa piosenkę.

 

Do której książki wracasz najczęściej i dlaczego?

Bardzo mi się podoba Szczęściarz Jim autorstwa Kingsleya Amisa, Toni Morrison Jazz, wszystkie powieści Elizabeth Taylor, Prawdziwa historia gangu Kelly'ego, I Oscar i Lucinda, oba autorstwa Petera Careya, mojego idola literackiego. Często do nich wracam, ale do żadnego nie wracam tak często, jak do nagrań Arethy Franklin dla Atlantic, muzyki chóralnej Palestriny czy dzieł Muddy'ego Watersa – moich ulubionych dzieł sztuki wszech czasów.

 

Bardzo żywo opowiadałeś o pierwszym razie, kiedy usłyszałeś płytę „Horses” Patti Smith, opisując ją jako „świat tętniący życiem”. Czy nadal odczuwasz to uczucie w nowych powieściach lub muzyce?

Uwielbiam muzykę ludzkiego języka – zauważam, że zawsze staram się wychwycić różne akcenty i frazeologię – a każda praca, której źródłem jest sposób mówienia, zawsze będzie miała wiele do zaoferowania. Dlatego wciąż fascynują mnie piosenki, ballady, blues, poezja spoken word, a ostatnio także niesamowita zręczność werbalna i umiejętności językowe komików stand-upowych, takich jak Stewart Lee i Tommy Tiernan, którzy są niezwykle utalentowanymi gawędziarzami.

Uwielbiam też komediowe prace Moniki Geldart i Hayley Morris na TikToku. To genialne pisarki, pełne prawdy, ale i zabawne, które potrafią rozbawić do łez. Hayley Morris wkrótce ukaże się w nowej książce i nie mogę się doczekać. Jest nieustraszona i przezabawna w tym, o czym pisze.

 

Czy możesz nam powiedzieć coś o sobie, czego Twoi czytelnicy mogą nie wiedzieć?

Uwielbiam czytać, ale szybko się nudzę. Bardzo często nie kończę książki. Zauważyłam, że ten zły nawyk pogłębia się z wiekiem. Myślę sobie: „Nie, jest jeszcze tyle świetnych powieści i bluesowych utworów Bessie Smith, których jeszcze nie przeczytałam. Jeśli nie wciągnie mnie po pierwszych dziesięciu stronach, to odpadam”.

Co jeszcze? W 1985 roku zostałem aresztowany w Nikaragui za naruszenie przepisów wizowych i spędziłem dzień w więzieniu. Ale to już inna historia.

pl_PLPolish